piątek, 14 sierpnia 2009

Bangkok jeszcze raz.

Czwartek rozpoczęliśmy od wizyty w naszym hotelu i zdeponowania bagaży(bo nikt w tym hotelu nie chciał nas przyjąć na noc o 6 rano). Złapaliśmy taksówkę i pojechaliśmy zwiedzać miejsca w Bangkoku, których jeszcze nie zwiedziliśmy. Na pierwszym miejscu nasz przewodnik(wiadomo kto) umiejscowił targ wodny, który jak się okazało był zamknięty(oczywiście taksówkarz, zanim nas tam zabrał nie raczył nas o tym powiadomić). Zobaczyliśmy co było do zobaczenia(czyli nic) i pojechaliśmy dalej. Kolejnym miejscem była położona w Thon Buri Świątynia Wat Arun, która raczej nie wyróżniała się wyglądem od innych świątyń w Bangkoku, ale ktoś kto jeszcze nic tu nie widział powiedziałby, że przepiękna. Hop do taksówki i jesteśmy pod filarem miasta, gdzie jak sama nazwa mówi, znajduje się filar miasta. Jest tam też świątynia z Buddą do podnoszenia. Cała sztuczka polega na tym, że Buddę trzeba podnieść dwa razy, a przy drugim podnoszeniu zamontowany w posążku magnes uruchamia się i nikt nie potrafi go podnieść. To znak, że nasze życzenia się spełnią. Mama i Ja od razu zrozumieliśmy dlaczego tak jest, gdyż widzieliśmy taki przypadek w Housie. Mama nawet nakłaniała mnie, żebym też spróbował, ale nie dało rady. Przesiedzieliśmy tam 1,5 godziny, bo tata czekał na występ ludzi w maskach pod filarem, który i tak nie wypalił. Potem pojechaliśmy zrobić zdjęcie Wielkiej Huśtawce, które nie wyglądała za bardzo jak huśtawka. Następnie była kolejna świątynia, która niestety okazała się dopiero w budowie. Po odpędzeniu nachalnych sprzedawców i spacerze po China Town, udaliśmy się na dworzec Hua Lampong i pojechaliśmy metrem do farmy węży, która posiada ponad 56 gatunków jadowitych węży oraz inne ciekawe okazy. Trochę straszne, ale się podobało. Na tym skończyliśmy zwiedzanie i udaliśmy się Sky Trainem na plac Syjamski, który posiada ponad 10 ogromnych centrów handlowych (SCC to pikuś). Trochę połaziliśmy po sklepach, posprawdzaliśmy ceny sprzętu, które nie były zadowalające i skierowaliśmy się do sklepu z pamiątkami, który został stworzony w ramach rządowego projektu promowania tajskich wyrobów. Tam porobiliśmy trochę zakupów, choć z początku wydawało się, że ceny nam nie spasują (niektóre oryginalne figury postaci z Ramajany 200 000 zł). Dzień zakończyliśmy w restauracji chińskiej, blisko naszego hotelu. Poszliśmy wcześnie spać, aby wstać dziś rano i wybrać się do położonego o 130 km na zachód Kanchanaburi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz