poniedziałek, 27 lipca 2009

Podróż na Krabi.

Przejechaliśmy po raz ostatni odległość z Kuala Lumpur na lotnisko i załadowaliśmy się na pokład samolotu lecącego do Krabi. Podróż trwała niecałą godzinę i już byliśmy na ziemi. Potem 30 minut jazdy na (jak mi się wydawało) prom, który miał nas zabrać na półwysep, na którym teraz jesteśmy. Jest on oddzielony od lądu wysokimi górami, które uniemożliwiają zbudowanie tutaj normalnej drogi. Po przybyciu do portu okazało się, że port to plaża, a prom to łódź z prostym silnikiem. Żeby dostać się do środka, trzeba było wskoczyć do wody i mocząc spodnie, przenieść ciężkie walizki na pokład. Trochę się zamarudziliśmy, ale w końcu dopłynęliśmy do naszego hotelu. Na razie nie ma jeszcze ciepłej wody, ale jutro już mają to naprawić. Poza tym wszystko w porządku i hotel jest ładny. Jestem już bardzo zmęczony, bo to trzeci post, który dzisiaj pisze i zaraz idę spać. Zapraszam do zdjęć.

Zwiedzanie Fine City.

Na początku wyjaśnienie tytułu. Fine City, czyli miasto grzywien, lub fajne miasto. Po opuszczeniu autobusu szybko zorientowaliśmy się, że jest to miejsce, w którym lepiej nie łamać prawa. A prawo jest surowe. Wysokość kary za żucie gumy w miejscu publicznym to tylko 1050 zł, śmiecenie 2100 zł, przenoszenie materiałów łatwopalnych 10500 zł, a karą za sprzedawanie narkotyków jest śmierć. Ze względu na wczesną godzinę, udaliśmy się do Mc D na śniadanie, żeby odczekać tam, na pierwszą mszę świętą, odprawianą w pobliskim kościele. Msza była w języku angielskim i mogliśmy nacieszyć nasze uszy dłuuuuugim kazaniem, na którym Arcybiskup Singapuru pokazał, że proboszcz Orzegowa to pestka. Po mszy udaliśmy się w stronę centrum, aby zobaczyć ratusz, budynki sądu i teatry nad morskie, które przypominają kształtem pewien bardzo śmierdzący owoc(patrz zdjęcia). Potem pojechaliśmy nad zatokę, aby zrobić zdjęcia wieżowców z daleka, ale okazało się, że był tam wielki plac budowy, który nam to uniemożliwił. Wsiedliśmy więc do metra i pojechaliśmy na Sentose. Jest to wyspa położona parę set metrów od brzegu, na której znajduje się coś w stylu parku rozrywki, który obejmuje chyba wszystkie znaczenia tego słowa. Ze względu na małą ilość czasu, nie był to chyba dobry wybór, więc tylko poleżeliśmy chwile na plaży i hop siup do marketu sprzętu elektronicznego. Znaleźliśmy tutaj to czego szukaliśmy, ale pomyliliśmy trochę przelicznik waluty i wydawało nam się, że ceny nie są dużo niższe niż w Polsce. No cóż, szkoda. Zakończyliśmy dzień w KFC i pojechaliśmy na autobus. Zapraszam do zdjęć. Miko

Powtórka z Kuala Lumpur

Po dwugodzinnym locie z Siem Reap, dotarliśmy do Kuala Lumpur. Taksówa do Winsin hotel i depozyt bagaży. Po długim narzekaniu, zgodziliśmy się, że musimy zobaczyć Batu Caves, położoną 14 kilometrów za miastem hinduistyczną świątynię, znajdującą się w ogromnej jaskini. Z powodu korków zajęło nam to 3 godziny, żeby dostać się tam, zobaczyć i wrócić do centrum. Pokręciliśmy się trochę, zjedliśmy w China Town, wypiliśmy piwko w (podobno) najlepszym barze Azji( z widokiem na Petronas Towers), zobaczyliśmy pokaz tańca malajskiego w Centrum Turystyki i pobiegliśmy na dworzec autobusowy, aby załadować się na autobus do Singapuru. Okazało się, że Tata nie zauważył, że godzina odjazdu była inna, niż się tego spodziewaliśmy, więc musieliśmy zapłacić dodatkowe 100 zł za nowe bilety na kolejny autobus. Tak czy siak, o godzinie 11 59 wyjechaliśmy autokarem klasy bussines do Singapuru.

piątek, 24 lipca 2009

Angkor, czyli wstawanie dwie godziny przed świtem.

Czwarta rano. dzyn, dzyn, dzyn. Nie no, tu idzie zwariować. Mija 45 minut i ostatni buntownik(wiadomo kto) daje się wyciągnąć z łóżka i wsiada do taksówki. Nawet kierowca mówi, że dawno nie wstawał tak wcześnie. Jedziemy zobaczyć wschód słońca nad uznawany za średniowieczny cud świata - Angkor Wat. Oczywiście, gdy tam docieramy dowiadujemy się, co było raczej normalne, że na ten sam pomysł wpadł milion innych ludzi. Robi zdjęcia, a Ja czekam na 7 00, kiedy to otwierają pobliskie restauracje i można zjeść śniadanie. I biorąc pod uwagę dwie godziny czekania na wschód słońca - musi być to bardzo duże śniadanie. Kiedy słońce jest już wysoko, wsiadamy w taksówkę i jedziemy dalej oglądać inne piękności Angkor. Bilet, który kosztował nas 20 $ za osobę, uprawnia nas do całodziennego oglądania ruin, ale my zobaczywszy 4 najpiękniejsze miejsca i parę innych, stwierdzamy, że nic wartego zobaczenia już nie ma i postanawiamy wrócić do hotelu. Po drodze litujemy się jeszcze nad paroma dziećmi sprzedającymi pocztówki i koszulki. Najlepsze jest w nich to, że potrafią zareklamować swój towar w prawie każdym znanym języku oraz znają wszystkie stolice świata. Jedna dziewczynka nawet zaproponowała mi zakład, że jak powiem jej stolice Burkiny Faso to dostane pocztówki za darmo. Niestety jakoś wypadło mi z pamięci. Wróciliśmy, więc do hotelu z siatką pełną zakupów. Teraz, kiedy pisze posta reszta śpi, a zaraz ich budzę i idziemy na Pub Street, gdzie usiądziemy na parę godzin. Zapraszam do zdjęć, które jednak są maksymalnie pomniejszone, ponieważ Internet jest tu bardzo słaby. Pozdrawiam, Miko

czwartek, 23 lipca 2009

Kuala Lumpur, raj na ziemi.

Po przylocie na lotnisko Kuala Lumpur International Airport okazało się, że jest one oddalone 70 km od miasta i podróż taksówką trwa godzinę. Ze względu na to, że nie mieliśmy wiele innych lepszych opcji, przepłaciliśmy trochę za czarną limuzynę i pojechaliśmy. Gdy dojechaliśmy do China Town, gdzie podobno miał się znajdować nasz hotel, okazało się, że kierowca nigdy nie słyszał o Winsin Hotel i musieliśmy dzwonić do biura turystycznego, żeby zaciągnąć informacji. Samo China Town, zrobiło na mnie duże wrażenie, ze względu na ilość restauracji, których jedna z fili znajduje się na Rudzie południowej, oraz innych znanych mi Fast foodów. No taki mam już sposób oceniania miejsca. Po rozłożeniu rzeczy w hotelu zmieniliśmy ubrania i poszliśmy zwiedzać miasto. Zaczęliśmy oczywiście od Petronas Towers, najwyższych bliźniaczych wieżowców świata. Potem obeszliśmy tzw. Złoty Trójkąt, czyli ścisłe centrum KL, gdzie można zobaczyć różne inne ciekawe budynki. Oczywiście zgodnie z tradycją wstąpiliśmy do Hard Rock Cafe, gdzie chyba jeszcze w sobotę wrócimy. Potem z trudem wepchaliśmy się do metro i pojechaliśmy zobaczyć Plac Niepodległości, Meczet i Anglikańską katedrę Maryi Panny. Dzień zakończyliśmy w restauracji A&W, która specjalizuje się w Root Beerze(nawiasem mówiąc A&W jest jednym z głównych producentów Root Beera). No i takim pysznym akcentem zakończyliśmy dzień i poszliśmy na 5 godzin spać, aby o godzinie 3 45 wstać i pojechać z powrotem na lotnisko. Lot był jak zwykle przyjemny, potem jak zwykle długa odprawa. Przed lotniskiem czekał na nas kierowca, który zawiózł nas do irlandzkiego hotelu Molly Malones. Przy wejściu jest tu restauracja irlandzka, gdzie zapewne dzisiaj zjemy. Jutro Angkor Wat i wczesne wstawanie. Zapraszam do oglądania zdjęć… może wieczorem dodam jakieś nowe z samego miasta. Miko

wtorek, 21 lipca 2009

Willkommen in der Dschungel, czyli trekking po dżungli.

Poniedziałek, godzina 11 45 czasu GMT +6 wsiadamy w autobus na dworcu północny Bangkok, na którym jedyną rzeczą, którą mogliśmy przeczytać było Dunkin Donuts i Pak Chong. Kupiliśmy więc pączki i pojechaliśmy do Pak Chongu. Podróż trwała trzy godziny i nie byłaby męcząca, gdyby nie telewizor, w którym cały czas leciał kabaret po tajsku. Gdy dojechaliśmy na miejsce, zadzwoniliśmy po gościa z guest house’u i za 30 minut byliśmy na miejscu. Byliśmy przygotowani na trudne warunki, ponieważ pojechaliśmy tam na trekking, a nie na luksusy, ale jedna szlanga z zimną wodą i trzy zawszone łóżka to była lekka przesada. W dodatku bez klimatyzacji, a to już kary godne. (Nie)przespaliśmy noc i z samego rana pojechaliśmy mazdą 13 osobową do dżungli. Byłoby to dość trudne, gdybym miał opisać cały dzień dokładnie, bo był pełen różnych ciekawych przygód, więc napisze tylko, że przeszliśmy parę kilometrów dżunglą, zobaczyliśmy wiele gatunków ptaków, pająków, insektów, węży, małp, jaszczurek i jednego słonia. Jestem ogromnie zmęczony, a za parę godzin mamy samolot do Kuala, więc odsyłam do zdjęć . Miko ;)

niedziela, 19 lipca 2009

Ayuthaya, czyli stara stolica.

Z okazji niedzieli wybraliśmy się dzisiaj wcześnie rano do Katedry Wniebowzięcia NMP. Msza była bardzo ciekawa z treściwym kazaniem. Oczywiście po tajsku. Następnie przebraliśmy się i zabraliśmy taksówkę do oddalonego o 100 km miasta Ayutaya. Znajdują się tam ruiny świątyń, które kiedyś uświetniały swą świetnością starą stolice Syjamu. Po zobaczeniu ogromnej ilości świątyń, stup i prangów skierowaliśmy się z powrotem do naszego hotelu. Dwie godziny odpoczynku i pojechaliśmy pożegnać Bangkok na Khao San Road. Obiad był nie za bardzo trafiony, więc ja dojadłem kanapką w Subwayu. Wczuliśmy się jeszcze raz w śmierdzącą atmosferę tej ulicy i wróciliśmy do hotelu. Mamy teraz plan, żeby jak najdłużej posiedzieć, żeby w nocy dobrze spać ;) Zapraszam do albumu. Miko.

sobota, 18 lipca 2009

Bangkoska włóczęga.

Wow. Dużo się działo. Zaczęło się od rzeki. Wycieczki, wycieczki, wycieczki, a my nie chcemy wycieczki, my chcemy tylko przepłynąć na drugą stronę. Ale, tym razem nie ma, że to kosztuje więcej, nie ma innych usług, jest tylko wycieczka. No to my, hop do rikszy, i hop jesteśmy na innej przystani, która wygląda tak samo, ale już świadczy usługi wodnego expresu. No to my hop i jesteśmy na drugiej stronie. Niestety okazuje się, że według obsługi to nie ta strona rzeki... i tu zaczynają się problemy. Potrzebowaliśmy dwóch tłumaczy i słabo mówiącą Tajkę, żeby ustalić, że to czego szukamy, czyli muzeum barki królewskiej, znajduje się jednak po tej stronie i potrzebujemy taksówki. Ha! ale teraz znajdź tu taksówkę w tym smrodzie-zamiast-tlenu. No minęło 10 minut i hop, jesteśmy w muzeum. Tu tata, znów próbował pobić rekord świata w ilości zdjęć w jednym miejscu, ale chyba mu się nie udało. Po muzeum zabraliśmy wodną taksówkę na naszą stronę rzeki i pojechaliśmy do dzielnicy rządowej. Był tam ogromny zamknięty park, w którym lansił się król, parę ministerstw, sale tronowe i parlament. Podsumowując całą tą dzielnice w jednym zdaniu, więcej chodzenia niż oglądania. Następnie riksza na stację kolei nadziemnej i hop do parku Lumphini, który bardzo dobrze naśladuje Central Park w NY. Dwie godziny chodzenia i hop do ścisłego centrum, czyli Sukhumvit Road. Ta ulica trochę nas zawiodła, bo okazało się, że to bardziej bazar, niż ekskluzywne sklepy i restauracje. Pojechaliśmy, więc metrem do dworzec główny, popytaliśmy i jutro prawdopodobnie jedziemy do Ayuthaya. Jesteśmy trochę zmęczeni, więc kończę. Zapraszam do albumu One day in Bangkok. Miko

piątek, 17 lipca 2009

Wat czyli świątynia, Budzia czyli Budda czyli gospodarz

Po nieprzespanej nocy(tak zwany efekt "jet lag") obudziliśmy się(pisze tak tylko, żeby zaznaczyć, że wstaliśmy z łóżka) około 9 30 i poszliśmy na śniadanie, które wyglądało jak to hotelowe śniadanie ( wszystko i nic). Zaraz potem wskoczyliśmy szybko do taksówki i pojechaliśmy zwiedzać świątynie. Pierwszą z nich była Wat Phra Kew, w której stoi ociekający złotem posąg stojącego buddy. Następnie skierowaliśmy się w stronę Wielkiego Pałacu, wokół którego znajdują się ciekawe świątynie i stupy. Zajęło nam to prawie cały dzień, gdyż tata tak się zafascynował, że zaczął robić niesamowite ilości zdjęć i jego końcowy wynik to 250. Poszliśmy także zobaczyć posąg leżacego buddy( w stanie nirwany), który jak się okazało, cierpiał na powszechną chorobę: płaskostopie(zdjęcia). Bardzo zmęczeni skierowaliśmy się w stronę hotelu.Wracając pomyliliśmy miejsca i wysiedliśmy w złym miejscu co zmusiło nas do szukania kolejnej rikszy. Po znalezieniu wynegocjonowaliśmy wspaniałą cenę 20 bahtów za cała podróż, lecz szybko okazało się, że nic nie ma za prawie darmo i musimy wstąpić do agencji turystycznej, gdzie tylko 5 minut popatrzymy, a nasz kierowca dostanie free gasoline ( darmową benzynę). Nie do końca zrozumieliśmy intencje kierowcy i po minucie siedzieliśmy już w rikszy i słuchaliśmy zawodzącego rikszarza powtarzającego "no gasoline, no gasoline...". Tata starając się załagodzić sytuację nawijał do niego przez 20 minut po angielsku, z czego on nie rozumiał niczego, lecz po tym czasie zdecydował się przyznać, że Tata mówi bardzo dobrze po angielsku. Po powrocie do hotelu, przebraliśmy się i pojechaliśmy na Kao San Road, która pełna jest sklepów, straganów i restauracji. W tamtejszych sklepach można dostać wszystko, począwszy od prawa jazdy, przez stopień magistra, a kończąc na zegarku Omega. Spróbowaliśmy tam tutejszych przysmaków, takich jak przepyszne i chrupiące cykady i żuki. Jutro drugi dzień w Bangkoku, postaramy się zwiedzić nowszą cześć miasta, oraz przepłynąć rzeką. Zdjęcia są w tym samym albumie co wczoraj. Miko

czwartek, 16 lipca 2009

Pierwszy dzień - Bangkok

Lot z Helsinek trwał trochę dłużej niż myśleliśmy, bo aż 9,5 godziny. Lotnisko w Bangkoku przypomina bardzo te w Dubaju, więc mogłem swobodnie zachwycać się zastosowanymi tu nowoczesnymi rozwiązaniami. Ciekawą rzeczą, którą zauważyliśmy zaraz po wyjściu z samolotu, było to, że cała obsługa lotniska i duża część pasażerów nosi maski zapobiegające zarażeniu się świńską grypą. Przed dojściem do odprawy celnej, musieliśmy ściągnąć nakrycia głowy i zostaliśmy sprawdzeni przez ekipe badającą objawy grypy. Po długiej odprawie znaźliśmy taksówkę i za jakieś 60 złoty przejechaliśmy nią na drugi koniec miasta, co trwało jakieś 40 minut. Hotel okazał się, wbrew moim obawom całkiem fajny, z miłą obsługą i czystymi pokojami. O 7 00, czyli za 25 minut, zaczyna się na basenie jakaś impreza na cześć gości zagranicznych, więc chyba się wybierzemy. Jutro rozpoczynamy zwiedzanie miasta. Dodałem jeszcze dwa zdjęcia do albumu Warszawa-Helsinki-Bangkok, a jak zrobimy jakieś nowe zdjęcia to będą one już w osobnym albumie. Pozdrawiam, Mikołaj

środa, 15 lipca 2009

Warszawa-Helsinki-Bangkok

Po cztergodzinnym dojeździe do Warszawy, zaliczeniu burgera w Burger Kingu i zrobienia zdjęcia przed TGI Fridays(kolejne do kolekcji) , udaliśmy się na lotnisko minibusem z parkingu. Sprawna odprawa + 1, 5 godziny i jesteśmy w Finlandii. Jest tu obecnie 22 19 czasu lokalnego, jest zimno( tylko 19 C) i własnie zachodzi słońce. Mialiśmy nadzieje na zobaczenie dnia polarnego, ale to zjawisko chyba w Helsinkach nie występuje. O 23 00 mamy wyznaczony boarding, a o 23 40 wylot. Będziemy na miejscu o 8 00 czasu polskiego, czyli nasz lot potrwa około 8 godzin. Napiszemy coś jutro około 12(czasu pl.). Zapraszam do oglądania zdjęć na albumie. MB

poniedziałek, 13 lipca 2009

Plan Wycieczki

AZJA POŁUDNIOWO-WSCHODNIA - 15.07-15.08 2009
TAJLANDIA, MALEZJA, KAMBODŻA i SINGAPUR


śr. 15 lipca-wylot liniami Finnair o 19.05 z Warszawy do Helsinek a o 23.40 z Helsinek do Bangkoku, przylot dnia 16 lipca ok. 14.00 czasu miejscowego/czas polski + 6 godz./, transfer do hotelu De Moc w centrum miasta

od czw. 16-niedzieli 19 lipca zwiedzanie Bangkoku oraz podmiejska wycieczka do miejscowości Ayutaya i Lopburi

pon. 20 lipca wyjazd w kierunku parku narodowego Khao Yai, nocleg w miejscowości Pak Chong w hotelu Greenleaf Guesthouse

wt. 21 lipca całodniowe zwiedzanie parku Khao Yai, nocleg w tym samym hotelu

śr. 22 lipca- we wczesnych godzinach rannych ok.4-4.30 transfer mini vanem oferowanym przez nasz hotel na międzynarodowe lotnisko Suvarnabhumi w Bangkoku, skąd mamy wylot liniami AirAsia do stolicy Malezji Kuala Lumpur, przylot ok. 12 w południe czasu lokalnego/czas polski +7 godz./, transfer taksówką do hotelu Winsin Hotel w Chinatown, zwiedzanie głównych atrakcji miasta

czw. 23 lipca o 7 rano odlot liniami Air Asia z lotniska LCCT w Kuala Lumpur, w Malezji do miasta Siem Reap w Kambodży, przylot o 8.00 rano lokalnego czasu/czas polski + 6 godz./, transfer do hotelu irlandzkiego Molly Mallones, odpoczynek

piąt. 24 lipca wyjazd skoro świt na całodniowe zwiedzanie słynnego kompleksu Angkor Wat

sob. 25 lipca o 8 rano czasu lokalnego powrót liniami Air Asia z Siem Reap w Kambodży do Kuala Lumpur w Malezji. Po zdeponowaniu bagażu na lotnisku LCCT przejazd na jeden z dworców autokarowych, skąd odjeżdżamy nocnym autokarem do Singapuru/ok. 5 godz./

niedz. 26 lipca przyjazd do Singapuru we wczesnych godzinach rannych, całodzienne zwiedzanie miasta i powrót wieczornym autokarem do Kuala Lumpur, przyjazd późno w nocy, transfer do hotelu Winsin, w Chinatown

pon. 27 lipca transfer na lotnisko LCCT, skąd odlatujemy liniami Air Asia o 12.05 w południe, przylot do miejscowości Krabi na południu Tajlandii 20 minut później, transfer do miejscowości East Railey, nad morzem Andamańskim do hotelu Diamond Cave Resort

wt. 28 lipca do niedzieli 2 sierpnia pobyt w hotelu Diamond Cave Resort, w niedzielę przepłynięcie na wyspę Ko Phi Phi na pobyt do soboty 8 sierpnia, powrót do hotelu Diamond Cave Resort w East Railey

niedz. 9 sierpnia do środy 12 sierpnia pobyt w tym samym hotelu

śr. 12 sierpnia wyjazd nocnym pociągiem do Bangkoku

czw. 13 sierpnia przyjazd, transfer do hotelu De Moc

piąt. 14 sierpnia przejazd pociągiem do miejscowości Kanchanaburi na całodniową
wycieczkę/Most na Rzece Kwai, Świątynia Tygrysów/, powrót do Bangkoku

sob. 15 sierpnia o 5 rano wylot do Warszawy przez Kijów liniami ukraińskimi Aerosvit

Opracował ® Piotr Bukal

piątek, 10 lipca 2009

Azja Południowo-Wschodnia

Witam ;) Zapraszam do czytania naszych postów z podróży i oglądania zdjęć na albumie Picasa. Startujemy za 5 dni, czyli dokładnie w środę 15 lipca. W dokładnie miesiąc planujemy odwiedzić 5 krajów(Finlandia, Tajlandia, Kambodża, Malezja, Singapur). Nasza podróż rozpocznie się na lotnisku w Warszawie, następnie według planu polecimy do Helsinek, skąd mamy samolot do Bangkoku. Z informacji podanych na stronie hotelu, w którym mamy tam w pierwszą noc spać, wynika, że mają wireless internet, więc coś na pewno napiszemy. Pozdrawiam, Mikołaj