piątek, 24 lipca 2009

Angkor, czyli wstawanie dwie godziny przed świtem.

Czwarta rano. dzyn, dzyn, dzyn. Nie no, tu idzie zwariować. Mija 45 minut i ostatni buntownik(wiadomo kto) daje się wyciągnąć z łóżka i wsiada do taksówki. Nawet kierowca mówi, że dawno nie wstawał tak wcześnie. Jedziemy zobaczyć wschód słońca nad uznawany za średniowieczny cud świata - Angkor Wat. Oczywiście, gdy tam docieramy dowiadujemy się, co było raczej normalne, że na ten sam pomysł wpadł milion innych ludzi. Robi zdjęcia, a Ja czekam na 7 00, kiedy to otwierają pobliskie restauracje i można zjeść śniadanie. I biorąc pod uwagę dwie godziny czekania na wschód słońca - musi być to bardzo duże śniadanie. Kiedy słońce jest już wysoko, wsiadamy w taksówkę i jedziemy dalej oglądać inne piękności Angkor. Bilet, który kosztował nas 20 $ za osobę, uprawnia nas do całodziennego oglądania ruin, ale my zobaczywszy 4 najpiękniejsze miejsca i parę innych, stwierdzamy, że nic wartego zobaczenia już nie ma i postanawiamy wrócić do hotelu. Po drodze litujemy się jeszcze nad paroma dziećmi sprzedającymi pocztówki i koszulki. Najlepsze jest w nich to, że potrafią zareklamować swój towar w prawie każdym znanym języku oraz znają wszystkie stolice świata. Jedna dziewczynka nawet zaproponowała mi zakład, że jak powiem jej stolice Burkiny Faso to dostane pocztówki za darmo. Niestety jakoś wypadło mi z pamięci. Wróciliśmy, więc do hotelu z siatką pełną zakupów. Teraz, kiedy pisze posta reszta śpi, a zaraz ich budzę i idziemy na Pub Street, gdzie usiądziemy na parę godzin. Zapraszam do zdjęć, które jednak są maksymalnie pomniejszone, ponieważ Internet jest tu bardzo słaby. Pozdrawiam, Miko

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz