poniedziałek, 27 lipca 2009

Zwiedzanie Fine City.

Na początku wyjaśnienie tytułu. Fine City, czyli miasto grzywien, lub fajne miasto. Po opuszczeniu autobusu szybko zorientowaliśmy się, że jest to miejsce, w którym lepiej nie łamać prawa. A prawo jest surowe. Wysokość kary za żucie gumy w miejscu publicznym to tylko 1050 zł, śmiecenie 2100 zł, przenoszenie materiałów łatwopalnych 10500 zł, a karą za sprzedawanie narkotyków jest śmierć. Ze względu na wczesną godzinę, udaliśmy się do Mc D na śniadanie, żeby odczekać tam, na pierwszą mszę świętą, odprawianą w pobliskim kościele. Msza była w języku angielskim i mogliśmy nacieszyć nasze uszy dłuuuuugim kazaniem, na którym Arcybiskup Singapuru pokazał, że proboszcz Orzegowa to pestka. Po mszy udaliśmy się w stronę centrum, aby zobaczyć ratusz, budynki sądu i teatry nad morskie, które przypominają kształtem pewien bardzo śmierdzący owoc(patrz zdjęcia). Potem pojechaliśmy nad zatokę, aby zrobić zdjęcia wieżowców z daleka, ale okazało się, że był tam wielki plac budowy, który nam to uniemożliwił. Wsiedliśmy więc do metra i pojechaliśmy na Sentose. Jest to wyspa położona parę set metrów od brzegu, na której znajduje się coś w stylu parku rozrywki, który obejmuje chyba wszystkie znaczenia tego słowa. Ze względu na małą ilość czasu, nie był to chyba dobry wybór, więc tylko poleżeliśmy chwile na plaży i hop siup do marketu sprzętu elektronicznego. Znaleźliśmy tutaj to czego szukaliśmy, ale pomyliliśmy trochę przelicznik waluty i wydawało nam się, że ceny nie są dużo niższe niż w Polsce. No cóż, szkoda. Zakończyliśmy dzień w KFC i pojechaliśmy na autobus. Zapraszam do zdjęć. Miko

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz